Jarecky
Ulubione produkty
Uwielbiam
Używam
Nie dla mnie
Napisane opinie
Genialny zapach. Coś niezwykłego, jak szybko ewoluuje na skórze i jak popada ze skrajności w skrajność. Najpierw uderzenie smoły, chemii, asfaltu i... syntetycznej insuliny, z którą niestety muszę mieć na co dzień regularny kontakt (diabetycy znają temat i zapach). Wkrótce dojrzewa do aromatu pierników, ciasteczek, ale wciąż złamanych tą chemią, lekko duszącą, ale intrygującą. REWELACJA. Flakon tandetny według mnie, straganowy i absolutnie niepasujący do swojej fenomenalnej zawartości. W dodatku zapach trwały - wielki plus.
Niestety zawód na całej linii. Niedopracowany, nietrwały, nie dla mnie. Absolutnie niczym ten zapach nie zachwyca. Nawiązanie do poprzednika - pierwszego zapachu - bezkompromisowego i samczego, jest tu jakąś pomyłką. Kwestia gustu, ale... Pierwszy i ostatni raz. Z całym szacunkiem dla marki - tu wpadka.
Przepiękny, głęboki, szlachetny zapach. Im niższa temperatura, tym piękniej pachnie. Młodzieży nie przypadnie do gustu, bo ma w sobie coś klasycznego, określanego przez niektórych jako "dziadkowego", ale to tylko jedna z nut, niedominująca. W mroźne dni będzie strzałem w dziesiątkę, wzbudzi zachwyt.
Dostałem próbkę z innym zapachem. Totalnie bezpieczny ten Police, zupełnie pozytywny, jakaś nuta owocowa najbardziej się przebija, baza spokojniejsza. Raczej dla młodszych użytkowników. Zupełnie niezobowiązujący, na swobodne okazje. Nic odkrywczego, ale za tę niewielką cenę chyba warto.
Jednak nie dla mnie, nie po drodze mi z tym zapachem. Pierwsze skojarzenie, gdy wyczułem bazę - Rive Gauche YSL. Suchy, przyprawowy, choć nie ukrywam - oryginalny.
Piękny i trwały, jeden strzał z atomizera przetrwał dwukrotne mycie rąk. Nieodrodny brat innych wersji Luny Rossy. Co do podobieństwa do Diora, nie komentuję, bo brak słów, że tak to lapidarnie ujmę.
Pierwsze, najprostsze skojarzenie: winogrono i fiolet. Świetny na chłodne dni, jednak nie oszałamia jakąś odkrywczością.
Ciepły, spokojny zapach, piernikowo - grafitowy. Zdecydowanie na plus, ale nie dorównuje klasą Valentino Uomo.
Klasa i przepych. Absolutne mistrzostwo. Trwały i cudnie mieniący się nutami zapachowymi na skórze. Brak słów.
Dla mnie coś niezwykłego, czysta magia. Miałem mnóstwo zapachów, ale ten jest niesamowity. Wart wszelkich pieniędzy. Tez zapach przenosi w inny wymiar.
Mnie najbardziej przypomina Declaration od Cartiera, tyle, że NR bardziej wytrawny, nieco ostrzejszy. Mało odkrywczy przez to podobieństwo, ale szkoła perfumiarstwa jak najbardziej solidna.
Pierwszy niuch obłędny - irys uderza pięknem... Dior Homme - skojarzenie. Później cieplutki, kadzidlany, lekko dymny, ale może nieprecyzyjnie to określam, w każdym razie rewelacja; Wziąłem w ciemno i nie żałuję. Zwraca uwagę, trwały.
Pierwszy akord ostry i powiem śmiało - mało przyjemny. Strzał w nozdrza. Takie pierwsze wrażenie. Dojrzewa rewelacyjnie - czuć leśne klimaty. Im dalej, tym cieplej i głębiej. Zapach z biegiem czasu wypływa na spokojną wodę. Potrzebuje czasu, by pokazać swój urok.
Głęboki, ciepły, otulający, miękki zapach na chłodne dni. Daje poczucie spokoju. JPG nie zawodzi, aczkolwiek słynnego Kokorico nic nie zastąpi.
Trochę biję się w piersi, że zbyt wcześnie napisałem poprzednią opinię. Zapach wciąż na tak, ale pod koniec staje się bardziej orzeźwiający, chłodny. Świetnie się rozwija na skórze. Nie chciałbym poprzednim wpisem nikogo ewentualnie wprowadzić w błąd.
Przepiękny, głęboki, upajający i otulający spokojem zapach. Taki ciepły, zamszowy. Zdecydowanie na TAK.
Mam wszystkie flakony z serii "The Brave", ale ten jest najsłabszy, stworzony jakby na siłę, bez pomysłu i oryginalności. Uwaga - nie, że jest zły, bo poprawnie się prezentuje, ale "Spirit" i szczególnie "Tatoo" to mistrzowie przy nim.
Niejednoznaczny, zmienny, ewoluuje w dobrą stronę, bo na początku jest jakiś nieokiełznany, ostry, może nie przypaść do gustu. Jakby owocowy, ale... Coś tu nie tak... Prawdziwy Alien wyłazi z niego na końcu i to baza jest tu - według mnie - najbardziej miła dla nosa. Wziąłem w ciemno i mam ambiwalentne odczucia.
Bardzo słaby według mnie, niestety. Znam mnóstwo zapachów o niebo lepszych od tego. Słabo ewoluuje, jest jakiś nijaki. Kwestia gustu, ale nie dla mnie.
Absolutny hit, chyba nie znam lepszego zapachu na lato, może poza nieobecnym tu Gianfranco Ferre Acqua Azzurra. Cool Force pięknie ewoluuje, a ukoronowaniem tego zapachu jest jego baza. Ów szlachetny, kremowy ton na końcu wyróżnia tę wodę wśród innych świeżaków. Dla mnie rewelacja.
Lekko się zdziwiłem, bo nazwa trochę myląca z tym "Eau Fraiche". Nie jest ani z tych świeżych, wodnych czy cytrusowych, za to zaskakuje głębią. Mniej samcza niż Ambre, bo nieco odciążona, ale jak najbardziej na plus. Zdecydowanie polecam.
Dla cierpliwych, bo mało obiecujący początek, ale finał... Mistrzostwo. Warto poczekać. Na bardzo zimnym powietrzu najpiękniej wchodzi w nozdrza.
Nieskomplikowany zapach, ciekawie się rozwija. Nie jakiś wybitny, ale poprawny, jak najbardziej w porządku.
Radosny, niezobowiązujący i pełen świeżości (ale bez cytrusów) zapach na co dzień. Nie może się nie podobać. Nieskomplikowany - to jego wielka zaleta.
Otwarcie niezbyt obiecujące, natomiast to, jak się ten zapach rozwija, to fenomen. Baza to mistrzostwo.
Nie jest najgorzej, choć początek mizerny. Później zaczyna się rozwijać w dobrą stronę - jest ciepło i otulająco, jednak brak mu pazura. Czerwień to ogień, tu jest tylko płomyk.
Totalne rozczarowanie, niestety zawiódł mnie zupełnie ten zapach. Nijaki, pozbawiony głębi. Do zapomnienia.
Dostałem od żony, ale męczę się strasznie. Bez wyrazu, bez pazura. Jedyny plus - tani. Ale zdecydowanie jestem na NIE.
Zapach dla bardzo cierpliwych, bo nuta głowy bez szału, ot taki poprawny dla każdego. Za to pięknie zmienia się nuta zapachowa - istny kalejdoskop z zachwycającym, szlachetnym finałem w bazie.
Skupiłem się na nucie bazy i nie chciałbym się mylić, ale twardo przypomina zapach Boss Elements albo Elements Aqua. Dziś te rarytasy od HB prawie nie do osiągnięcia.
Jest rewelacyjny w każdej odsłonie. Przyprawowa nuta w bazie zachwyca. Otula miękkością. Na pewno wart zainteresowania. Dla kogoś zrównoważonego, cichego, stojącego z boku, romantyka czy marzyciela. Takie skojarzenie.
Jak najbardziej na plus. Najładniejszy w nucie bazy, jakby lekko "grafitowy". Ujmujący. Nienachalny, nierzucający się w nozdrza.
Dawno pokochana, sentymentalna klasyka. Wywołuje spokój i dystans do świata.
Genialne odkrycie dla mnie od dłuższego czasu. Zapach nie na upalne dni, ale ewoluuje na skórze pięknie. Pozycja obowiązkowa dla każdego wielbiciela cięższych zapachów. Na początku lekko "grobowy", przytłaczający, zaś później... Czysta poezja dla powonienia. Pozycja obowiązkowa.
Kolejne mistrzostwo od Prady - zaraz po Intense. Robi wrażenie na tych, którzy mają okazje go poczuć. Czysty luksus. Porównanie tego cudeńka z Amber Pour Homme to dla mnie totalne nieporozumienie.
Teraz mam dystans i porównanie do Loewe 7. Powtórzę po latach: klasa. On nigdy się nie zestarzeje. Jako facet po czterdziestce mówię szczerze: czuję się dowartościowany, pachnąc tym cudem.
REWELACJA. Udany zapach, może nie zapada w pamięć, bo coś podobnego już stworzono, ale zapach w moim mniemaniu jest godny polecenia.
Genialny, klimatyczny... Boski, głęboki i jedyny w swoim rodzaju. Wróciłem do niego po latach.
Perfekcyjnie skomponowany zapach za śmieszne pieniądze. Dla mnie wart uwagi wśród wielu nowości. Gdzieś w nucie bazy (według mnie) pobrzmiewa Terre Hermes, ale można docenić tego Davidoffa bez odniesień do innych zapachów.
Fatalne dla mnie rozczarowanie, niestety. Nijak mi się się ten zapach w nozdrzach nie układa. Zgrzałem się na niego, bo damski Alien jest obłędny. Męski - szkoda słów niestety, a brałem w ciemno. Wszystkie nuty jakby ze sobą nie współgrały; zamiast tworzyć jedność, walczą ze sobą i z tego wychodzi chaos. Fatalna, jakaś pudrowa nuta bazy po kilku godzinach. Pomyłka marki, którą ZAWSZE ceniłem. Do zapomnienia.
Nie do końca zgodzę się z opinią, że to zapach na cieplejsze dni. Jest piękny, głęboki otulający, ale raczej na chłodniejszy czas. Jeden z najlepszych zapachów tej marki. Ananasa w ogóle ram nie czuję. Nos ciągle wędruje do nadgarstka. :) Głębia, która urzeka, po prostu.
Zapach dla odważnych, a ja nim jestem, bo mam na półce. Gucci Absolute pełni według mnie podstawową funkcję zapachu na facecie - nie ma się podobać, ma zwracać uwagę. Dla mnie rewelacja. Smoła, warsztat, duchota - właśnie o to chodzi. Coś jak w Boss Number One - popielniczka, tytoń, samczy zapach. O to właśnie chodzi. Zapach ma prowokować. :)
Bez rewelacji. Najbardziej godna zainteresowania jest nuta bazy. Początek bez szału, męczący - z serii "to już było". Nie powtórzę zakupu. Tylko pierwszy Eternity od CK jest rzeczywiście wieczny.
Czysta magia w chwili, gdy przyziemność każe stąpać twardo po ziemi, a wystarczy jeden wdech, by zapomnieć o świecie. Perfekcja w każdej nucie. Klasa granicząca z absolutem. Mistrzostwo.
Cudownie ciepły zapach. W sprzyjających do delektowania się takim zapachem okolicznościach przyrody (czyt. Chłodny dzień) jest bezkonkurencyjny. Można tylko zacisnąć wargi i posłuchać zmysłem węchu, jak świetnie zapach ewoluuje... Świetny na zimne dni, choć wydaje się, że przez okrągły rok trzymałby wysoki poziom... Dla mnie odkrycie roku. Może dwóch... ;)
Jest moc jak w nazwie. Jest magia otulającego zapachu, jakaś bliskość nie tylko na skórze, gdy ta wręcz krzyczy o nieodrywanie nosa od niej. Jest co przeżywać i rozkoszować się ciszą w obecności tego zapachu, bo właśnie ów pasuje do miejsc, w których można uciec od świata... Takie skojarzenia...
Absolutnie skończona perfekcja. Obłęd. Brak mi słów. Pobudza wyobraźnię, przenosi w inne światy. Nie umiem zachować dystansu, gdy o tym piszę. :)
Bezpieczny zapach dla kogoś, kto po prostu chce ładnie, ale UWAGA, niestety krótko pachnieć. Niewielka trwałość, niewielka projekcja. Dobry na lato, ale niczym nie porywa. Nie tego oczekuję od zapachu. Od tak męskiej marki, jak Dunhill, oczekuję zdecydowanie czegoś więcej.
Jeden z pierwszych moich kultowych zapachów. Jestem pod wrażeniem, że to jeszcze macie w ofercie. Zapach na tamte czasy wyjątkowy... Dolce.pl - wywołaliście wielkie sentymenty i wspomnienia z najbardziej niewinnych lat... :)
Miło, będę pierwszy w opinii. Jeśli chodzi o start w tym zapachu, to bez szału. Klasa tego Joopa polega na tym, że cudownie dojrzewa na skórze, a nuta bazy jest obłędnie piękna - dla miłośników choćby L'Homme Ideal od Guerlain.
Jest cudowny. Odkrywa się go wciąż na nowo. Za każdym razem upaja się człowiek tym majstersztykiem. Zapach kojarzy mi się z herbatą mocną i ciemną. To kwintesencja tego, co można określić jako czystą sztukę perfumeryjną. Wzbudza zainteresowanie, rodzi pytania. :)
Niezwykle samczy zapach - ciężki, bezkompromisowy, nieznoszący sprzeciwu. Trudno z nim brać się za bary. Nie każdemu się spodoba. Przede wszystkim zwraca uwagę.
Odkryłem drugiego ulubionego świeżaka w swoim perfumeryjnym życiu. Zaraz po Acqua Azzurra G. Ferre ten zapach potrafi przenieść mnie w fantastyczne krainy. Rewelacja od nuty głowy po bazę. Za co uwielbiam ten zapach? Za święty spokój, który jego powiew daje.
Roma jest wieczna - tak miasto, jak zapach. To wydanie działa na mnie pozytywnie, jak klasyczna Roma Uomo. I zabijcie mnie - nie czuję różnicy i to jest dla mnie na plus.
Nie napiszę nic ponadto: Trussardi potwierdza klasę. Wielką klasę.
Po tej marce, powszechnie szanowanej, można by się więcej spodziewać. Czy nazwać to fatalną wpadką? Raczej niedopracowaniem, bo nuta głowy jest słabiutka, natomiast końcówka zupełnie do przyjęcia. W ogólnym jednak spojrzeniu - minus. Niestety i z przykrością.
Ekstraliga wśród męskich zapachów. Wygrywa bezpośrednie starcie z większością hitów. U mnie w pierwszej piątce od wielu lat. Czuć tu po prostu przepych i ekskluzywność. Poza wodą używam balsamu po goleniu. Ukojenie. Karmi skórę, pomijam skończenie doskonały zapach. Milowy kamień wśród męskich pachnideł.
Gdy słyszę wątpliwości co do trwałości tego świetnego, bezkompromisowego zapachu, to wyć mi się chce.
Zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię przez tę fatalną wpadkę marki Kenzo. Resztę pominę milczeniem. Mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy.
Klasyczny zapach, który w dobie zalewania rynku komercyjnymi zapachami nastawionymi bardziej na logo, niż sam aromat i jego klasę, pozostaje w niszy. Royal Copenhagen to przede wszystkim autentyczność. I oczywiście nie dla tych, którzy nazwą go dziadkowym zapachem.
Nie jest najgorzej. Na zimę i późną jesień będzie całkiem poprawny. Nie na wielkie okazje, ot taki na co dzień. Porównanie tego zapachu do CK Truth to wprowadzanie ludzi w błąd.
Świetny, zrównoważony zapach. Rewelacyjnie się rozwija, dając jakieś nie do końca pojęte poczucie spokoju. Miękkość, żadnych agresywnych cytrusów. Właśnie takie zapachy lubię. Nie tylko ze względu na swój wiek... ;)
Zapach ostry, suchy, wytrawny, dość przyprawowy. Zdziwiłby się ktoś, kto porównywałby tę wodę do innych, wrzuconych do wspólnego worka z nazwą "Sport", czyli ogólnie rozumianych "świeżaków". Na pewno nie dla każdego.
Nie ma w nim nic odkrywczego, ale jest tak potocznie przyjemny w odbiorze, że każdy może brać w ciemno, nikt się nie zawiedzie. Plaża, słońce, ocean wolnego czasu, bezruch powietrza, szum fal - takie skojarzenia - totalna beztroska. :)
Wspaniały, bogaty zapach. Co ciekawe, niewiele zapowiada nuta głowy. Ot, taki przeciętniak. Cudownie się jednak rozwija i nuta bazy to czysta poezja. Chyba najbardziej udany zapach od Azzaro.
Fendi Fan di Fendi - pierwsze moje skojarzenie. Bliźniacze zapachy. Mówiąc krótko - mistrzostwo.
Chwilami mi ręce opadają... Czy niektórzy nie wiedzą, że sam zapach jest TYLKO sygnowany pewną marką, zaś producent to zupełnie inna bajka? To co, że branża motoryzacyjna? Niech ignoranci spróbują Bentley'a - też marka motoryzacyjna, a zapachy - klękać...
Do Pawła O.: co to znaczy, że wszystko OK, skoro taki sam zapach, jak w stacjonarnej perfumerii? Spodziewałeś się, że Dolce.pl to jakaś hurtownia podrób? Ja jeszcze w życiu nie miałem wątpliwości co do zapachu. Podważasz autorytet. No, ale cóż...
Maurycy ma rację - podobny do Attitude. Niestety bez fajerwerków. Mało przekonujące otwarcie, później bardzo zbliżony do Armaniego.
Znalazłem pod choinką. Zapach piękny, głęboki, ciepły. Pierwsza myśl - Polo Double Black. Na początku mroczny, później robi się bardziej kremowy - tak to bym określił. Zdecydowany plus.
Jeszcze coś z dystansu czasowego - po kilku tygodniach użytkowania - nie znam piękniejszej nuty bazy, jak żyję - po prostu nie znam... PERFEKCJA...
Powodowany wielką ciekawością kupiłem całą setkę i jestem lekko zawiedziony. Świetnie zapach ewoluuje na samym początku, później jest w sercu lekko żywicznie, troszkę kadzidlano, ale... Nic potem się już nie dzieje.
Wspaniały, głęboki i szlachetny zapach. Zamszowe pudełko i ciężki flakon określają to, co zawiera wnętrze. Będzie rewelacyjny na jesienne chłody. Subiektywne skojarzenie: Polo Black. POLECAM.
Rewelacyjnie, idealnie, grzecznie ułożony świeżak, który jest w pełni uroczy i gładki, jednak brakuje mu pazura. Wart swojej ceny - jak dla mnie plus, choć zakupiłem go wyłącznie z myślą o lecie. Nuta głowy najbardziej intrygująca, że pozwolę sobie przesadzić z tym określeniem. :)
Świetny zapach. Zdecydowanie nie na upały, ale ma w sobie nieopartą siłę, bo kojarzy mi się przez chemiczno - apteczny klimacik z niezrównaną Manią Armaniego. Powtarzam - moje osobiste skojarzenie.
Wróciłem po latach do niego, skromnie, bo kilka 40 ml, bez szaleństw, ale pysk się uśmiecha. Sentymentalny, ckliwy powrót w młodsze lata. Lubię ten zapach bardziej na zasadzie skojarzenia z pięknymi czasami, choć sam zapach jest... Uroczy. Mam do niego bardzo osobisty stosunek... ;)
Moja żona go serdecznie nie trawi, ja go za to bardzo lubię. Mam skojarzenia z "Ojcem chrzestnym" - kultowym filmem. Sycylia, duchota, wzgórza półpustynne, bezdroża i mafiosi dopięci gestem pożądanej i miłe widzianej etykiety po sam kołnierz. Mam do tego zapachu wielką słabość.
Zapach rzeczywiście kontrowersyjny. Pierwszy niuch - damski aromat, racja, niezwykle kwiatowy. Ale o jego klasie świadczy to, jak ewoluuje na skórze - powoli, ale konsekwentnie. Wychodzi później z niego świetna nuta - rzekłbym, herbaciana, takie skojarzenie. Niezwykle trwała ta baza - cholernie mi się podoba. I jeszcze jedno - miał ktoś Carolinę Herrerę Aqua? Wiele podobieństw. Wielki plus.
Zapach idealny dla kogoś, kto z perfumami ma do czynienia raz na bardzo długi czas. Znam dziesiątki lepszych męskich wód. A Tomekkm niech z tym tekstem "poległem opinią" wróci do szkoły, podstawowej, by było jasne. Chłopisko mnie szczerze tą chłopską ortografią i językiem rozbawiło! :)
Czapki z głów! Klasa, klasa i jeszcze raz klasa... Jaki flakon, taki zapach... Nie wszystkim się spodoba, bo to żaden świeżak, żaden kompromis i pomysł na "jakiś" zapach. Dla mnie wśród wszystkich tych nowości - Mocarz...
Hit na nadchodzącą jesień, choć niezbyt odkrywczy. Pierwszy rzut na nos z serii "To już było", później jest już tylko lepiej. Ciepły, otulający aromat, który upaja... Tyle... Z serii moich ulubionych...
Kwintesencja wytworności i elegancji, dystansu do marnych spraw tego świata, esencja luksusu i pełnej klasy kobiety. Nie można nie być pod wrażeniem.
Dostałem świeżaka w prezencie i mam to, czego się mogłem spodziewać. Bezpieczny, jasny zapach, trwała nuta bazy, chyba najtrwalsza i najbardziej oryginalną, jakby chemiczna, ale na plus. Jeszcze coś: pobrzmiewa w środkowej nucie jakby mentol, może to mój zwodniczy zmysł węchu, ale to też zwraca uwagę.
Świetny, optymistyczny zapach w zabawnej cenie. Nieskomplikowany, nie jakiś oryginalny wielce, ale zdecydowany plus. Kupiłem Kobiecie na prezent z czysto chłopięcej przekory, że to właśnie ta, a nie inna marką :) Świetnie się rozwija. Brać w ciemno, polecam.
Mocny strzał w nos na dzień dobry, ciężki jak młyńskie koło. Później łagodnieje, staje się bardziej stonowany. Racja, mnóstwo podobieństwa do 1 Million Paco Rabanne.
Całkowicie zgadzam się z przedmówcami. Zapach jest niezwykle oryginalny. Zdecydowanie najlepszy zapach od Azzaro do tej pory. Zmiana opcji jak piszą ludzie wyżej - Club Men zdecydowanie odbiega od tego, do czego nas Azzaro przyzwyczaił. POLECAM.
Piękna głębia, obłęd, rewelacja. To jest coś, co kocham w zapachach. Subtelność, ale jednak pazur. Wspaniałe skomponowany zapach. Można serio odpłynąć. Piszę jako facet.
Dołączam się do przychylnych opinii - najtrafniejsze określenie to nazwanie tego zapachu wytrawnym. Co prawda pierwszy akord to porządny prztyczek w nos, ale później łagodnieje. Wciąż pozostaje gorzki - przyjemnie gorzki w moim rozumieniu oczywiście. Nie jest wielce oryginalny, ale stanowi dowód na to, iż prosty, nieskomplikowany i niewydziwaczony zapach okazać się może świetny. Proste.
Z jednego, szczególnego powodu jest to wspaniały zapach - w nucie głowy ma coś z Innocent Muglera. Świetnie skomponowany i mało znany. Polecam zdecydowanie.
I co? I znów do niego wróciłem... Dlaczego?
Bo to najlepszy zapach CK dla facetów. Zapach pachnący zielono. Na poziomie, nie to co współczesne badziewia w większości nazywane setkami odmian wcześniej istniejących zapachów męskich.
Z tą euforią a propos zapachu byłbym bardziej zdystansowany. Powiem tak: jest pięknie o tyle, że lubię poprzednika - Au Masculin. Nie wyczuwam tu w zasadzie różnic. Może mam katar... ;)
Fatalną pomyłką jest nazwanie tego zapachu odpowiednikiem Baldessarini Ambrę. Akurat 51.3N wprowadzą we mnie jakąś siłę spokoju i łagodności. Może to dziwne, ale tak się jakoś czuję po zaaplikowaniu sobie niucha tego Dunhilla.
Ten zapach nie wzbudza we mnie wielkich emocji. Poprawny, bezpieczny, stonowany, jednak bez pazura. Nie mówię, że zły, ale po prostu tzw. Średnia krajowa.
Kto lubi ten zapach, polubi też Kokorico JPG. Sporo mają wspólnego - moje zdanie rzecz jasna.
Wróciłem do niego po latach. Brawo kolega wyżej - to, co dobre, nie starzeję się, a zapach jest świetny, choć pierwsza nuta, ostra i świdrująca, może przestraszyć. Za to później... Hmmm... Wielki sentyment mam do tego zapachu.
Jak widzę, Marysia zaszalała i postanowiła zrecenzować mnóstwo zapachów w jeden wieczór... No i wyszło, jak wyszło - w tym przypadku niespójnie i nielogicznie. Gdyby jeszcze w miarę konkretnie napisała... Dla mnie Angel właśnie jest do bólu zapachem tak zdecydowanym, że o dwuznaczności, wahaniach nie może być mowy.
Mam tę kieszonkową, 20-mililitrową wersję. Wygodny w użyciu, ale jeśli chodzi o sam zapach, na dłuższą metę męczący, dość ciężki, słodki. Mało trwały, zwłaszcza pierwsza nuta owocowa znika w tempie iście zastraszającym. Nie powtórzę zakupu.
BALKON, masz jaja i znasz się na rzeczy. Tyle. Wiesz, co dobre, sprawdzone i... miękkie u kobietek... ;)
Ludzie z Dolce.pl, skąd Wy jeszcze wyciągacie takie unikaty?!:) Wróciłem do niego po latach. Sprawdzona szkoła perfumiarstwa, mistrzostwo. Zapach nieprzekombinowany, ale konkretny, jak konkretny powinien być mężczyzna.
Kuka, dla mnie to jeden z najlepszych zapachów starej, dobrej szkoły. Tak pachnie kolor zielony - moje ciągłe skojarzenia. Na mojej skórze dość trwały, ale to sprawa indywidualna. Zapach nie tylko rewelacyjny, ale wytrzymuje napór współczesnej konkurencji, często niestety powielanej i nijakiej.
OK, Marcin, ostatecznie zawarliśmy ugodę, seria Diora Homme jest świetna, przychylam się do Twojej opinii. Mniej jednak lubię wersję Sport - wciąż jest to totalnie moja opinia:) Pozdrawiam.
Jeszcze jedno. Nuta bazy - nieodparte skojarzenie z moją ulubioną Escadą Magnetism (dzisiaj niestety raczej nieosiągalną).
Kochani moi, owszem, może zapach ładny, ale nie za tę cenę. Prosta ekonomia: dokładacie 10 zł czy kilkanaście złociszy i, daleko nie szukając, macie jeden z pięknych zapachów choćby Hugo Bossa, która akurat dla kobiet robi serio udane i trwałe zapachy. Taka moja opinia. Oczywiście podkreślam: nie szukając nigdzie indziej, niż wśród popularnych marek.
Do Marcina: piszesz, że wypowiadam się autorytatywnie, a dokładnie robisz to samo, jakbyś wszystkie rozumy łyknął bez popicia. Wolne forum, można nawiązać dialog z kim, kto pyta, prosi o radę, a Twoje słowa są lekko żenujące albo śmieszne, jak kto woli. A gdybyś był lekko błyskotliwy, wiedziałbyś, że to moja opinia, skoro ja się pod nią podpisuję, nie kto inny. Nie mów mi zatem, że mam dodawać, iż to właśnie moja opinia, a nie pisana w imieniu większej ilości osób.
Głos faceta: przepiękny, głęboki zapach. Tyle.
Totalnie poprawny i bezpieczny zapach - tak to określę. Poprzednicy mają rację, że podobny do wielu innych tego rodzaju. Podobny na dzień dobry do Acqua di Gio, później robi się przyjemnie i orzeźwiająco metaliczny. Mimo wszystko to nasze raczej pierwsze i ostatnie spotkanie.
Kuka, pisałem już gdzieś, że zdecydowana większość odmian dobrych zapachów nazwana "Sport" to gnioty. Dior Homme Sport niestety tu tez jest wpadką. Bierz Inetnse w ciemno, nie zawiedziesz się.
Kuka, podzielam Twoją opinię - Allure to już legenda. Zany i niemłody, fakt, ale klasa się nie starzeje, tylko staje klasyką. Piękna głębia poparta wielkim poczuciem luksusu i dystansu do wszystkiego. Oto Chanel Allure Homme. Polecam zdecydowanie też Allure Sport - zapachowy obłęd i uzależnienie gwarantowane. W dodatku możesz liczyć na pochwały płci przeciwnej i ewentualnie coś jeszcze... ;) Sprawdzone, wierz mi.:)
Oczywiście, że testowałem jeszcze przed wersją Intense. Ta ostatnia jest dużo bardziej bogata, pełna, soczysta, tak to bym określił. Pozdrawiam.
Wróciłem do Niego. Świetny zapach ze starszego rocznika. Daje poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, zapewnia dopełnienie odpoczynku, bo gnaniu za przyziemnymi sprawami codzienności. Uwielbiam, tyle.
PS. Mowa o podobieństwie nawet w najmniejszym stopniu do Chanela Platinum Egoiste to albo poważne uszkodzenie zmysłu węchu, albo licha prowokacja.
Można się nim wręcz upajać... Po Nightflight to drugi, piękny zapach tej marki. Co do Nighflight... Brak słów, bo nikt nie wymyślił języka tak doskonałego, jak perfekcyjny jest ten zapach...
Co prawda miałem tylko w próbce od Dolce.pl za inne zakupy, co nie zmienia faktu, że jest to zapach niezwykły. Przede wszystkim jak w kalejdoskopie dojrzewają nuty, co stanowi wielki plus. Jeszcze jedno - ma w nucie głowy jakiś CUDNY element z ukochanej mojej męskiej Manii Armaniego. ZDECYDOWANIE piękny, migotliwy i z klasą zapach.
Do M. Z. Skoro mi się podoba ten zapach i go używalem, a wg Ciebie żaden mężczyzna z odrobiną gustu nie będzie używał J. B., to prosty sylogizm każe mi rozumieć, że nie mam gustu. Wspaniałomyślnie wybaczam, bo tak ja nie mam gustu wg Ciebie, jak i Ty nie masz wg mnie. Zrozumiałe, mam nadzieję. Pomijam już to, że dzielisz zapachy na "dla gimnazjalistów za duże pieniądze" i Bóg wie, na jakie jeszcze. Każdy może używać perfum, w których czuje się dobrze i może na nie wydawać, ile chce.
Do M. Z. Znasz tak dobrze Bonda, iż jesteś pewien, że nie użyłby tego zapachu? Myślę, że on miał inne priorytety, niż zapachy, ale cóż, może nie znasz filmu... A pisać mogę, co chcę o zapachach, o ile jest to na jakimś poziomie. Masz też do tego prawo, a żarciki z mojej strony włóż między bajki. Rewelacyjny jest ten zapach. Powtarzam to i nie zmienię zdania, bo to MOJE zdanie.
A ja miałem skojarzenie z Mont Blanc Exceptionnel. Później przyłączył się, rzecz oczywista i wyżej potwierdzona - Gucci Pour Homme. Generalnie zapach z kategorii, jaką lubię - kadzidlanych, przydymionych. Nie dla chłopców, chyba, że przedwcześnie czują się mężczyznami... :)
Miałem bardzo dawno ten zapach i wspominam go jako zdecydowanie najlepszy wśród tzw. świeżaków. Nie jest to moja ulubiona kategoria zapachowa, ale AA to potężny krzyk energii i świeżości. Niebanalny, radosny, ale z klasą. Zaraz za nim plasuje się Trussardi Essenza Del Tempo.
Zapach DOSKONAŁY. Świetne zbalansowany, ma wiele wspólnego z moim kultowym, szarym Emporio od Armaniego. Zachwycająco się rozwija. Najlepszy zapach tej marki.
Już trzymam w ręku, mój ulubiony, odjechany, jak to młodzi mawiają, zapach... Wielce sentymentalny, można odpłynąć przy nim jesienią, gdy plucha za oknem i wiatr szaleje... Albo kopać sterty opadłych liści, będąc ubranym w Ambera. Rewelacja.
Dołączam się do grona (jeszcze nielicznego) entuzjastów tego zapachu. Niezwykle oryginalny, fenomenalny, prowokujący - oto cały Jean Paul Gaultier. Zapach z pazurem, wręcz zaczepia nosy, które mogą go wyniuchać. Trwałość poprawna. Dla mnie odkrycie.
Reformacja to była w XVI wieku... Wtedy jeszcze Hermesa nie znali, ale niech żałują... Uśmiałem się do łez... :) "Reformacja"... :)
Można być inteligentnym człowiekiem, który z błotem miesza wszystkich, można być też totalnie pozbawionym myślenia, ale łagodnym jak baranek. A zapach ALIEN jest FENOMENALNY. Tyle.
Podwójna porażka - o zapachu się nie będę rozpisywał, bo szkoda słów. To pierwszy dramat. Drugi to flakon: oby jak najmniej tak "pomysłowych" sposobów na odblokowanie atomizera. Kołnierz, który trzeba cofnąć wokół atomizera, zacina się, niewygodnie się to trzyma w ręce. Całość jest NIEWYPAŁEM. Szkoda pieniędzy na ten gniot. Wybaczcie.
No cóż, jak mówi mądrość ludowa - wpuścić chłopa do biura, to atrament wypije... :) Pozdrawiam laików i malkontentów. Dla niektórych za wysokie progi na lisie nogi, bogactwo zapachu przerasta umiejętność docenienia tego, co nowe... Współczuję... :)
Zarówno L. Gaga, jak i Paweł powyżej piszący mają rację. Co prawda niuchnąłem tylko próbkę na swoją rękę, ale wystarczyło, bym jako facet stwierdził, że to istna rewelacja. Ma to, co lubię w zapachach - określam tę ulotną nutę jako grafitową, ołówkową, kredkową, w każdym razie w tym tkwią fenomen i tajemniczość tego zapachu. Myślę, że Żona będzie zachwycona takim upominkiem.
Przy okazji większych zakupów dostałem próbkę Declaration i muszę wyznać, iż w głębszych nutach ma on wiele wspólnego z doskonałością - Terre Hermes. Świetny zapach - zbalansowany, ujmujący, pozwalający zachować wielki dystans do marnych rzeczy świata tego... :)
Kolejny raz sięgnąłem po nieśmiertelnego Fahrenheita, kolejny raz rozłożył mnie na łopatki, rzucił na kolana. Za każdym razem delektując się nim, odkrywam na nowo. Brak mi słów. Dobry rocznik, KANON dla wielu, niedościgniony wzór.
Właśnie dostałem w prezencie. Niezaprzeczalne mistrzostwo i kamień milowy w historii perfumiarstwa. Zapach luksusu i magii. Tyle.
Kolega wyżej odniósł to samo wrażenie, co ja za pierwszym razem po niuchaniu tego zapachu. Nochala oderwać nie można. Dajcie temu arcydziełu działać w zimne, deszczowe dni, a odkryjecie w sobie romantyczną naturę z chęcią ucieczki od świata pełnego krzyku i zamętu.
Panie Pawle, ciekawa historia z tymi "dziadkowymi" zapachami :) Jestem autorem pierwszej opinii, do której się odniosłeś. Jeśli chodzi o grupę wiekową - trudne pytanie. Wiem jedno - jeśli nie jesteś wiecznie uśmiechniętym z byle czego lalusiem, tylko prawdziwym facetem z klasą między dwudziestką a trzydziestką, ten Lanvin zrobi wrażenie na niejednej babeczce. Kupuj w ciemno, najwyżej będziesz miał do mnie żal! Pozdrawiam!:)
Tomek, masz spory problem, bo oba zapachy są rewelacyjne i na jednaka porę jesienno - zimową. Zrób losowanie!:)
ABSOLUTNA doskonałość w każdej nucie. Mówię (piszę) to tonem nieznoszącym sprzeciwu!:)
Niestety jego największą wadą okazuje się trwałość. Pierwsze nuty żywsze, drzewne, później staje się przydymiony. Dla znawców tematu: podobny w głębszych nutach do Carbone de Balmain. Ogólnie plus, choć niewielki.
Iwona ze słowami powyżej ma świętą rację: dla mnie to damski numer pierwszy i później długo, długo nic. Określenie tego zapachu jako księcia jest jak najbardziej na miejscu. Wszelka konkurencja przy nim blednie.
Tom64 ma ABSOLUTNĄ rację. Givenchy jeszcze nie wypuściło na rynek jakiegoś gniota. Nie wliczam tu Gantlemana, bo to zapach z klasą, chociaż totalna klasyka i nie każdemu przypadnie do gustu. Chodzi o to, że ta marka nie ma w swoim dorobku zapachów nijakich. Tyle. Żadnych pomyłek, żadnych wypadków przy pracy.
Rarytas, popisowy numer Ferragamo. O ile Attimo jest średnią krajową, tak ten zapach to absolutne mistrzostwo. Na jesień będzie niezastąpiony.
Do BEBE: gdzie Ty żyjesz, Człowieku, że pół miasta stać na Coco? Jakieś kompleksy z Ciebie wyłażą, że zaraz o cenie? Skoro dla Ciebie cena decyduje o tym, czy coś jest kiczowate, to nie mam dalszych pytań. Następny ZNAWCA.
Akurat ja jestem kupcem niejednego Chanela. Opinia wyżej to albo nędzna prowokacja, albo manifest totalnego braku choćby zielonego pojęcia nt. perfum. Porównanie Chanel do wody za 8 zł to mierzenie tematu własną miarką. Współczuję niejakiemu Maciejowi albo inaczej - gratuluję w znaczeniu oczywiście ironicznym wysublimowanego gustu zarówno jemu, jak i jejmościom odrzucanym przez ten zapach.
Dżungla od Kenzo tylko na zimne dni.
Zdecydowanie Burberry London. Męska Euphoria to wypadek przy pracy. Nawet wersja Intense.
Jako facet doświadczony w temacie podpowiadam: zdecydowanie Boss Bottled.
A propos opinii wyżej: skoro trwałość zapachu testuje się na poduszce, a potem feruje się na tej podstawie wyroki, to ręce opadają. Ktoś tu nie ma zielonego pojęcia, że zapach ma współgrać ze skórą, z jej pH, a nie z bawełną, satyną czy Bóg wie jakim innym materiałem tekstylnym. Natomiast sam Dior Homme Sport - żenada, pomyłka. Dior Homme, zwłaszcza w wersji Intense - CUDO. Moje zdanie rzecz jasna.
Joanna ma rację. Odpychające aldehydy uderzają w nozdrza jak młot. Mnie nawet Marylin Monroe nie skusiłaby, gdyby była ubrana tylko w kropelkę tego, umownie nazwijmy, pachnidła.
Może fiołki, może konwalia, ale teraz już wiem, jak pachną: przeczysta dziewczęcość, dziecięca naiwność, młodość, świeżość i lekkość bytu, że tak się filozoficznie wyrażę. Wielki plus.
Głos faceta: przepiękny, urzekający zapach. Ma to, czego oczekuję od perfum: PAZUR. Conny wyżej ma zupełną rację: klasa zapachu jest niezaprzeczalna. Zdecydowanie nie na upalne dni, ale może we łbie niejednemu chłopu zawrócić, a przynajmniej sprawić, że facet obejrzy się nie tylko za kobietą noszącą ten zapach, ale za tym obezwładniającym zapachem, który będzie się ciągnął za użytkowniczką.
Głos faceta: na początku prześliczny (ja czuję poziomki), później troszkę pudrowy i waniliowy. Zdecydowanie na plus za te pieniądze, żona wielce zadowolona.
Sylwkowi polecam zdecydowanie Versace.
Zachęcony zachwytami wyżej kupiłem tutaj ten właśnie zapach w ciemno i... Lekkie rozczarowanie. Najgorzej może nie jest, ale pierwsze nuty są mało zachęcające, później robi się dopiero ciekawie; w środkowej bazie sporo właśnie nut z YSL LA Nuit i to jedyny plus tego zapachu. Może za dużo wymagam...
Wypowiedź wyżej niejakiej Babuszki to albo zwykła prowokacja, albo żenująca próba leczenia własnych kompleksów. Zapomina się, że każdy ma prawo wypowiedzieć się o zapachu, jeśli robi to na odpowiednim poziomie kultury. Pisanie, że zapach jest dla kogoś zbyt drogi, bo się komuś nie spodobał, to postępowanie według zasady "wpuścić chłopa do biura, to atrament wypije"...
Dzięki, Rafi, że nie tylko ja mogłem się delektować zapachem, który dzięki Bogu jak na razie nie doczekał się beznadziejnych wersji "Sport" czy "Summer".
Właśnie moja Córcia podarowała go Mamie w dniu Jej święta. Spodobał się, kwiatowy, ale nie jest zupełnie lekki, pięknie pachnie na świeżym powietrzu. Tak między nami: myślałem, że ten zapach na mnie samym jako facecie zrobi większe wrażenie, ale na prezent jak najbardziej trafiony.
Cóż równie żenującego wymyślą jeszcze ludzie kierujący marką Armani? Ludzie, co się dzieje z tym światem zapachów?! Czy wszystko musi padać na pysk? Nie wiem, śmiać się czy płakać...
Zwykła trwoga mnie ogarnia, gdy coraz częściej widzę wersje świetnych perfum w wariancie "Sport" czy "Summer". Ten zapach od Miyake w pierwotnej wersji był sprzeczny, intrygujący, ale dla mnie na plus. Szatan kogoś podkusił, by wypuścić na rynek taki gniot, jak odmianę "Sport". No i mamy świeże, nijakie manowce, zapachowe bezdroża. Przykre...
Panie Pawle, mocno byś się pomylił, sądząc, że to świeżak, bo dużo owoców. Tych owoców w ogóle nie czuć, jest za to specyficzny aromat czegoś niedookreślonego (niektórzy nazywają to wonią szpitala, apteki, strychu, plastiku). Ma coś wspólnego z Manią Armaniego w nucie bazy. Zdecydowanie NAJLEPSZY zapach do Burberry dla facetów.
Dość pieprzny, pikantny zapach, jakkolwiek to zabrzmi.:) Raczej nie na lato, a kobiety... Jeśli chodzi o zapach i jego działanie, to jedna jaskółka wiosny nie czyni. Nie zapach czyni z mężczyzny faceta i odwrotnie.:)
Jestem zdecydowanie na tak, choć nie kryję, że pierwsza nuta jest ostra i drażniąca. Zapach bardzo kontrowersyjny, ale dojrzewa pięknie i później łagodnieje. Gonzo ma rację, że jest niepowtarzalny, nie każdemu się spodoba. Nie ma w sobie niczego z zapachów typu "aqua", "summer", nie jest to typowy świeżak. Jest po prostu egzotyczny jak w opisie.
Raz jeszcze powtarzam: udany, transparentny zapach. Wspaniale dojrzewa, głębię ma niezmierzoną. Nochala nie mogę oderwać.
Obecnie używa ich moja Żona. Śliczne i niewinne, dziewczęce i zalotne, jednak zbyt szybko uciekają. Nie o to chodzi w zapachu. A jeśli chodzi o Gucci Rush - klasa, pazur, trwałość... Po co gadać więcej, znawcy wiedzą, o co chodzi...
Jeden z najbardziej męczących przytłaczającą słodyczą zapachów. Polecam tylko próbkę tego zapachu; wystarczy, by zdecydować się na inny.
Najbardziej reprezentatywny zapach Bulgari. Z daleka rozpoznawalny.
To zapach będący świetnym prezentem dla każdego, kto nie jest znawcą, a po prostu lubi czasem psiknąć się od wielkiego dzwonu. Bezpieczny dlatego, że nie jest wybitnie oryginalny. Spodoba się większości, jednak w pamięć nie zapadnie, nie zachwyci.
OIZO RTS - święta prawda. Miałem kiedyś, wtedy dopiero się ukazał i zaczęto ostro go promować, reklamować, polecać... Zupełnie mnie nie zachwycił, średnia krajowa.
No, Drodzy Państwo, pełen szacunek dla perfumerii (nie żebym punkty łapał) za sprowadzenie tej iście LEGENDARNEJ marki. Dziś wielu uważa Royal Copenhagen za białego kruka. Klasyka do bólu - dumnie brzmiąca nazwa już wiele mówi sama za siebie. Bergamota, lawenda, aldehydy, goździk - wszystko w temacie. Można przenieść się w czasie, wystarczy niuchnąć.:)
Przykro mi bardzo, ale nieudany ten zapach. Owszem, drzewny, tylko to drewno jakieś zakurzone, lekko drażniące. Dobrze, że mam tylko 30 ml. Szybko zapomnę i powtórnie nie kupię.
Jest to jeden z niewielu zapachów, co do których miałem totalnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony niezwykle oryginalny, z drugiej... Sporo musiałem powalczyć z samym sobą, by się do niego przekonać. Ostatecznie przekonałem się i polecam.
Ile ważył ten podkład?:):):)
Zdecydowanie "zwarzonego", Pani Kocico w Butach, a nie "zważonego". Pozdrawiam serdecznie.
No cóż, nie ma tu w tej chwili żadnej wody toaletowej, ale stosunek ceny do jakości jest odpowiedni: niska cena, słaby zapach bez wyrazu i trwałości. Z Ungaro jedynie polecam Ungaro pour L'Homme III. Nie mówię tego pierwszy raz.
Gdzie indziej biadoliłem, że nie ma tego zapachu, a tu proszę, jaka miła niespodzianka! Zapach przepiękny i ciepły, do swetra na jesień, ale nie tylko. Zdecydowanie polecam panom stroniącym od krzykliwego życia i nielubiącym pchać się na pierwszy plan czegokolwiek.
Mnie z kolei się kojarzył z zapachem pokrzyw w lesie podczas lata - duszącym, mało przyjemnym. Miałem i nie wrócę.
To, co wyżej napisałem, to prawda, ale był jeszcze jeden zapach HB - Boss Elements. Prosty flakon i zapach... Zamszu, tak mi się kojarzył. Mało tego - wprowadzał w mojego ducha jakiś święty spokój i dystans. Jest więcej zapachów, które tak oddziałują na mnie, ale właśnie do HB Elements mam wielki sentyment, a jednocześnie żal do świata, że nigdzie Elements spotkać nie można... :(
Niech no tylko moja Córcia kochana dorośnie do odpowiedniego wieku, a kupię Jej ten zapach ze względu na flakon chociażby!:) Ma świra na punkcie biedronek!:)
O opinii wyżej: czegoś nie pojmuję, zacytuję: "bo czuć tu też truskawki, co w Black XS, tylko coś innego, czego nie potrafię nazwać". Więc czuć truskawki czy coś innego? Piszący tę opinię chyba sam sobie przeczy albo nie wie, o czym pisze. Mimo małego zamieszania w tych słowach pozdrawiam Cię, Iknimaya.
Kolejny raz szacunek dla dość mało znanej u nas marki, mającej jednak określony prestiż i u użytkowników, i w oczach koneserów. Nie jest to mój ulubiony zapach, ale jest to próba wykreowania zapachu świeżego. Piszę, że próba, bo na tamten czas niewiele było świeżych zapachów w dzisiejszym rozumieniu typu Escada czy Lacoste dla niewymagających użytkowników (z całym dla nich szacunkiem).
Uwielbiany przez moją Żonę zapach. A jeśli chodzi o zamierzchłe sentymenty, to wielka szkoda, że dawno już temu wycofano zapach (chyba jedyny tej marki dla facetów) - NR Memoire Homme... Ktoś z Was go jeszcze pamięta? Był REWELACYJNY.
Nieskomplikowany, ale piękny zapach dla faceta zdystansowanego wobec rzeczywistości. Prosta metoda na sukces.
Świetny od pierwszych nut aż po ostatnie, chociaż jakoś dynamicznie nie ewoluuje na skórze. Jeden z niewielu "świeżaków", po które warto sięgnąć. Zapach przestrzeni i wolności - takie mam skojarzenia.
Basia ma zupełną rację: pozwólcie dojrzeć zapachowi (każdemu), by odkryć go drugi raz, bo pierwsze słowa i opinie, te po wczesnym "wwąchaniu się" w zapach, mogą okazać się zbyt pochopne.
Do Pitera: jeśli nie przesadzisz z dawkowaniem, z pewnością albo będą się za Tobą oglądali z zazdrością, albo ktoś zapyta Cię bez jakichkolwiek uprzedzeń o ten zapach. Bezpieczniej będzie zastosować na wieczór, niż na południowy upał.
Źle mnie zrozumiałeś, Kolego. Chodziło o to, że zarówno Joop Homme, jak i Boss Bottled znalazły sporo imitacji i pachnie nimi pół ulicy. Może to niefortunnie w zdaniu złożyłem we wcześniejszej recenzji.
Dla mnie legenda. Piękny, transparentny, prowadzący w ukryte miejsca, gdzie mężczyzna może uwieść kobietę onieśmieloną tym zapachem; kobietę, która nie zadaje zbędnych pytań. Zapach cudny, magiczny, baśniowy, jedyny. Wciąż jak za pierwszym razem jestem pod nieodpartym wrażeniem.
Zaaplikowałem sobie trzy próbki - nowości HB. Względne nowości. Wśród nich najpiękniej dojrzewa na skórze właśnie Different. Rzadko się u mnie zdarza, by HB był w jakimś wielkim poszanowaniu. Tutaj wyjątek, zdecydowany wyjątek.
ETERNITY!!! Do Toma - zdecydowanie Eternity! Contradiction poprawny, ale rozmywa się w tłumie, Eternity niezmierny i trwały, zapach zielonego koloru. Sam mam w tej chwili, czekam na wiosnę!:)
Zapach dla wytrwałych i cierpliwych - jeśli nie odrzuci się go zaraz krótko po zaaplikowaniu na skórę, można się naprawdę zdziwić - pozytywnie rzecz jasna. Ta woda potrzebuje czasu, by się spodobać, przynajmniej takim jak ja niemalże 40-latkom:):):):).
Słyszałem setki opinii o tym zapachu: że szpital, że chemia, że apteka, że strzykawki, że chlor z czymś tam jeszcze, że... Bóg wie, co. Tymczasem jeśli da mu się dojrzeć, staje się wspaniale spokojną wodą, na którą się wypływa po całej dobie bieganiny życiowej. No i przede wszystkim spełnia postulat prawdziwego zapachu - ma zwracać uwagę i tak czyni właśnie Dreamer.
Miałem okazję wąchać u kolegi - zapalonego fana motoryzacji. Dostał to na prezent od kogoś. Powiem tak: gdybym dostał od kogoś, używałbym. Sam bym nie wydał pieniędzy. Kłaniam się!:)
Ten zapach miałem dość dawno i nie potrafiłem jakoś się z nim pogodzić. Zużyłem jak najszybciej i nie wracałem. Myślę, że tak pozostanie. Znam setkę lepszych.
Dobry przykład złego przykładu: oto, jak można próbować popsuć imię świetnego poprzednika, wypuszczając jakiś limitowany gniot pod tą samą nazwą. Na szczęście wiem, że są tacy, którzy uznają Burberry for Men za doskonałość bez jakiejkolwiek bliższej nam daty w nazwie.
Może wywołam konsternację, ale mnie ten zapach USPOKAJA. Na wszelki chaos codziennych, nie zawsze zdrowych sytuacji, ten aromat to UKOJENIE.
Większość gadek i jałowych dyskusji nt. tego, czy to zapach dla gejów, czy nie, to albo tanie prowokacje, albo bzdety. Słyszałem o tej wodzie takie same rzeczy jak o JPG Le Male (niekoniecznie na tym forum). Prawdą jest, iż to legenda trwałości wśród męskich zapachów. Sam zapach - rzecz gustu. Mnie się podoba, choć niestety znalazł mnóstwo tanich imitacji jak choćby Boss Bottled.
Joop sygnuje swoją marką naprawdę porządne zapachy. Nie wiem, jak wyglądają (pachną) nowe wersje Joop Homme - obawiam się, że to nic odkrywczego, mając na uwadze wcześniejsze tego typu pomysły innych marek. Wiem jedno - polecam zarówno Joop Jump, jak też Joop Go. Świetnie dopracowane zapachy za niewielkie pieniądze. Pozdrawiam.
Niezwykle przyjemny, ciepły zapach, uspokajający, kojący - sama dobroć. No i za takie pieniądze - tylko brać. Polecam.
Nie do tego przyzwyczaiła mnie marka Dunhill kojarzona raczej ze światem mężczyzn. Słaby, kwiatowy jakby, niedopracowany wg mnie. Nie polecam.
Dziękuję, Ewo, za komplement, bo właśnie mi się niezwykle podoba ten zapach, ale niestety mojej Żonie nie przypadł do gustu (ponoć za ciężki) i musiałem sprzedać flakonik. Tresor - to preferuje moja Ju.
Powiem tylko tyle, że aby się w ów zapach ubrać, "trzeba być najśmielszym z ludzi" jak pisał Mickiewicz w balladzie.:) Pozdrawiam odważnych użytkowników:)
Podarowała mi go Żona, gdy tyko się pojawił. Wówczas był dla mnie jedynym zapachem na świecie... Dziewicza naiwność był zapowiedzią przyszłości...
Mało znany, ale zgadzam się, za te pieniądze jak najbardziej może być, choć (powiedzmy szczerze) nie jest hitem. Poprawny.
Gdy inne nazwy wyraźnie sugerowały klasę i moc iście królewską bez nazywania rzeczy po imieniu, tutaj jest dokładnie odwrotnie - nie ma tu żadnego króla, chyba, że jest on głową samozwańczego państewka o nijako brzmiącej nazwie Sean John. Niestety.
Miałem ten zapach dość dawno, gdy tylko się ukazał. Ostrożnie podszedłem do niego, bo pierwsze zapach JLo akurat dla kobiet, nie dla facetów, dla mnie były zupełną pomyłką, ale nieważne. Ten zapach zaskoczył mnie pozytywnie. Pełen ducha, pełen werwy, przypadł mi do gustu, aczkolwiek na bogatym rynku perfumeryjnym jest tak wielka konkurencja, że Deseo nie wytrzymał naporu konkurencji. Mimo wszystko polecam, zwłaszcza za tak niewielkie pieniądze.
Brawo Atka, znasz się na rzeczy! Nazwa wody dokładnie oddaje ducha tego zapachu - intensywne i dosłowne dotknięcie czegoś tak zmysłowego, jak zapach... Zapach PRAWDZIWY; jego się nie zapomina - działa na faceta, jak działać powinna kobieta, która go nosi...
Przy innej okazji pisałem, że są trzy (tylko i aż) cudowne zapachy dla kobiet od HB, oczywiście subiektywnie wg mojego męskiego nosa. Jednym z nich jest właśnie to CUDO. Można przy nim odpłynąć, zapomnieć się. Pyszny i bogaty. Tyle.
Dla mnie, jak dla mężczyzny, jest to jeden z trzech najlepszych zapachów damskich HB. Dwa pozostałe to mistrzowskie Deep Red i Intense. Poezja najwyższych lotów. Reszta tzw. średnia krajowa.
Właśnie dostałem od Dolce.pl próbkę przy okazji kupna czegoś innego. Zapach niezwykle przyjemny dla nosa i Maciek ma rację - nie jest cytrusowy. Zgadza się, nutka Fahrenheita jest, ale bardzo delikatna. Z tymi ogórkami to przesada (patrz komentarze powyżej). Morska nuta, świeży wiatr, orzeźwiające powietrze, niewinność i czystość poranka, gdy nic się jeszcze nie wydarzyło - takie skojarzenia; niestety w ekspresowym tempie ucieka ze skóry - przynajmniej mojej, innym życzę dłuższego delektowania się tym świeżakiem.
Miałem kilka wód marki Tacchini, ale pomijam już ich akordy, klimat. Każde wydanie produktu to trwałość godna potępienia. Niestety.
No i właśnie o to chodzi. Solidny, rozpoznawalny Bulgari. To lubię, to rozpoznaję jak kontynuację sprawdzonych akordów.
Świetny zapach czegoś beztroskiego. Dobry na prezent - na pewno zadowolimy obdarowanego.
Ten gniot to absolutnie nieszczęśliwy wypadek przy pracy. Szkoda, że nie ma zapachu o nazwie Rykiel Grey Homme.
Nauczony długim doświadczeniem wiem, że należy w moim przypadku wystrzegać się zdecydowanej większości zapachów mających w nazwie określenia "sport" czy "summer", czy coś w podobnym stylu. Jedynym bodajże wyjątkiem jest tu Chanel Allure Homme Sport. One Sport to zapach po prostu słaby i nijaki. Wybaczcie.
Doskonały przykład na to, jak wczesne zapachy danej marki umieją przetrwać próbę czasu i pozostać w sercach (i nosach:)) użytkowników, którzy z niejednego pieca chleb jedli.
Koszt może zaburzyć perystaltykę jelit, ale reakcja ta złagodnieje, jeśli zrozumie się stosunek ceny do jakości, bo zapach jest obłędny. Szlachetny i jeden z moich ukochanych, sprawdzonych, niezawodnych, pożądanych.
Najbardziej subtelny zapach męski tej marki. Nie ciągnie ogona za noszącym go, nie tworzy wachlarza wokół użytkownika, tylko dyskretnie daje się poznać z bardzo bliskiej odległości. Jego nazwa dużo sugeruje - tajemniczy, czarujący, dla romantyków, chociaż oczywiście reguły nie ma.
No moi Drodzy, zapach ujmujący w każdej nucie! Kolejny dowód na to, że Givenchy to światowa ekstraklasa. Ten zapach się bardzo długo nie zestarzeje. Nie do pomylenia z jakimkolwiek innym. Mnie się jakoś kojarzy z kredkami, ołówkami, plasteliną; może dziwacznie, ale jak najbardziej pozytywnie.
Klasa bije od tego zapachu. Bez dwóch zdań. Ciekawostka: miałem dziwny atomizer, może wadliwy, że zamiast rozpylać, lał strumieniem, że tak się nieelokwentnie wyrażę.:) Pozdrawiam użytkowników.
Bezkompromisowy, rozpoznawalny, jedyny, konkretny, jak kolor flakonu (co prawda plastik, małe faux pas - wybaczam). Właśnie dałem Żonie trzydziestkę na Dzień Kobiet, to Jej ulubiony zapach. Rano psiknęła się delikatnie, przyszła z pracy po południu i co czuję w salonie? Rush. Najlepsza rekomendacja dla tego zapachu.
W obecnej chwili mam tylko balsam po goleniu, ale gdyby dostępna była woda, kto wie, chyba skusiłbym się. Bardzo wartościowy zapach, jednak nie na upał.
Zgadza się, budzi skrajne emocje. Niby dziadkowy smrodek, ale serio może się podobać. Jednej mojej koleżance z pracy bardzo przypadł do gustu i usłyszałem komplement.:) Miałem tylko próbkę i chyba tyle wystarczy. Szanuję, ale bez uwielbienia.
Zapach bardzo bezpieczny choćby na prezent dla kogoś o nieznanym albo nieokreślonym guście. Spodoba się. Poprawny. Stonowany, nieprowokujący. Miałem kiedyś, ale minął bez echa.
Nie wiem, jak pachnie czarny Playboy (na tym poziomie nie moja bajka, jak to młodzi mawiają), ale wiem tyle, że Noir to najlepszy zapach tej marki. Byłem pozytywnie zaskoczony.
Szkoda, że w perfumerii nie ma zapachu RSVP tej marki. Czerwony, ostrego koloru flakon zapakowany w niezwykle gustowną, oryginalną skrzyneczkę z drewna. Zapach też konkretny, żadnego kombinatorstwa, soczysty i pełny.
Rozpoznawalny zapach z tych na chłodniejsze dni. Nie spotkałem, prawdę mówiąc, słabych zapachów od Givenchy. Marka trzyma klasę przez całe lata i oby tak dalej. Obniżyły loty Armani i Gucci, za to Givenchy - wciąż na światowym poziomie.
Jeśli to miałaś na myśli, to Cię przepraszam, Kobieto. Trzeba było napisać "podoba się kobietom, nie kobietą". Już teraz OK. Pozdrowienia.
Jak w piosence pt. "Return To Innocence". Szczerze piszę - niewinność i pierwsze kroki w pasjonującym świecie zapachów...
Pamiętam Le Coupe tej marki... Szalałem za tym zapachem, bo mimo niskiej ceny był mistrzowski i niepowtarzalny. Pozostały sentyment i chęć skuszenia się jeszcze raz, powrotu jak za dawnych lat... Dziewicze zapachowo czasy... Dopiero człowiek zaczynał niuchać, kojarzyć, odróżniać podstawy... Zapowiedź przyszłej fascynacji...
Nie wiem, jak pachnie ta woda, wiem tyle, że kiedyś był zapach Stella by Stella McCartney. Najczystszy zapach róż ściętych o świcie z rosą na płatkach - wąchając to, można było odpłynąć. Serio oddziaływały obłędnie te wszystkie składniki. Piszę jako mąż mojej żony, która dostała tę wodę w prezencie. A swoją drogą podobno ten zapach, o którym piszę, był upamiętnieniem zmarłem Matki Stelli, która kochała róże.
Chylę czoła przed tym zapachem. Klasyka do bólu. Przyjemnego bólu:)
Jest to JEDYNY godny polecenia zapach od Lacoste. Pierwszy i jak na razie ostatni. Wszystko po nim to aromaty na plażę dla chłopców znudzonych szkołą i internackim regulaminem.
Powiedzmy sobie szczerze: większość zapachów sygnowanych marką znanych i cenionych wytwórni samochodowych to perfumeryjne gnioty. Wyjątkiem może jest tu tylko klasyczny, zielony Jaguar, który zresztą też nie jest hitem komercyjnym, a zapachem uznanym wśród wąskiej grupy ludzi. W tych przypadkach liczy się tylko logo. Naprawdę nic więcej.
Przeczytajcie opinię Jakuba. Mogę się również pod nią podpisać. Racja po stokroć. Wszystko jest kwestią tego - być czy mieć. Tworzenie mało udanych odmian zapachów już wcześniej istniejących - pójście na totalną komercję czy brak pomysłów na nową kompozycję zapachową w wyścigu szczurów? Wzdychać się chce do starych, dobrych zapachów tej marki... Szkoda, wielka szkoda...
Do Kobiety: O co Ci chodzi w komentarzu wyżej? O jakie kwiatki chodzi? Może o pisownię słowa "kobietom"? Jeśli to masz na myśli, to SKOMPROMITOWAŁAŚ SIĘ totalnie, bo celownik rzeczownika "kobieta" w liczbie mnogiej pisze się właśnie "kobietom". Ręce mi opadły. Czytajcie, ludzie!:) Pozdrawiam piszących po polsku.
Spłycę temat: biorąc pod uwagę rewelacyjną cenę, polecam wszystkim, bo to najzwyczajniej świetny zapach.
Zimny, stalowy, metaliczny zapach, tak bym go określił. Takie skojarzenia. Lubię go.
Zapach w porządku, ja jednak o czym innym: wielka szkoda, że nie ma NAJLEPSZEGO zapachu tej marki - Extreme. Kto miał, doznał cudu.
Wartościowa woda z dwóch prostych dla mnie przyczyn: kocham samoloty i kocham ten zapach. Tyle.
No nie wiem, czy każdemu fanowi Dreamera spodoba się Ultrared i na odwrót. Ryzykowne stwierdzenie, aczkolwiek gusty bywają skrajne - ja bardzo lubię i jeden, i drugi zapach. Ultrared jest niestety coraz rzadziej dostępny.
Przepyszna, dobrze pojęta klasyka, rozumiana jako bogaty, ujmujący aromat na chłodne dni. Wrócę na pewno.
Szkoda, że nie ma wody toaletowej, chętnie bym wrócił do niego. Sprawdzony, efektowny i efektywny, jeśli chodzi o reakcję płci przeciwnej.
Nazwa dość przewrotna. Wśród dość przewidywalnych zapachów Bossa ten może zaskoczyć na plus. Testowany tylko na próbce bez atomizera.
Zdecydowanie lepszy niż pierwowzór - Polo Black. Magiczna głębia i trwałość do pozazdroszczenia przez konkurencję.
Absolutne mistrzostwo, klasa sama w sobie. No i chyba najlepiej ewoluuje na skórze z tych wszystkich zapachów, które miałem i mieć będę.:)
Firma NANOSOFT nie odpowiada za treści wprowadzane przez użytkowników witryny Dolce.pl.
Firma NANOSOFT zastrzega sobie prawo do niepublikowania treści wprowadzanych przez użytkowników według własnych kryteriów.